sobota, 4 maja 2013

Moja prywatna ekonomie III



                                        M o j a   p r y w a t n a   e k o n o m i a  III
                                                                                                              UP72156
      Wprowadzenie  
      Nasza kula ziemska jest zapewne jedynym ciałem niebieskim, na którym zakwitło życie. Co prawda możliwość powstania takiej konstrukcji, jak życie, jest zakodowane w stałych fizycznych materii, to jednak ukonstytuowanie się życia możliwe jest w bardzo wąskim przedziale warunków fizyko-kosmologicznych, których parametry, co do czasu i środowiska, spełnione są w obrębie naszej Ziemi. Tych parametrów jest zapewne kilkadziesiąt, a ich złożenie się w jednym miejscu kosmicznym jest zapewne nielada przypadkiem. Kosmolodzy debatują nad możliwością istnienie życia w innych układach planetarnych, lecz wydaje się, że taki splot korzystnych czynników, potrzebnych do powstania życia, nie spotyka się w Kosmosie wiele. Czy drugi taki przypadek mógł się zdarzyć gdziekolwiek indziej w Kosmosie, lub może się zdarzyć w przyszłości? Należy wątpić. Jeżeli przypadek życia ma miejsce, to znaczy, że materia jest tworzywem niezmiernie plastycznym.  W warunkach odpowiednio zestawionych parametrów jest w stanie ukonstytuować się do postaci nazywanej życiem.
      Nie jest tajemnicą, że do powstania życia potrzebny jest cały Kosmos! Na pewno tak, skoro do kreacji pierwiastków o wyższych liczbach atomowych, niezbędnych do funkcjonowania materii ożywionej, potrzebne są gwiazdy oraz wybuchy gwiazd, rozsiewających je w przestrzeni kosmicznej. Stwórca nie miał zatem wyboru, musiał stworzyć Kosmos takim, jakim jest i poddać go takiej ewolucji, jaka ma miejsce. Kreacjonistę należy może zapytać, po co Stwórca miałby stwarzać taką wielka kolubrynę materialną, skoro do funkcjonowania życia potrzebna jest Ziemia, Słońce i Księżyc (stabilizuje oś obrotu ziemi)? I nic więcej!  Przecież nie po to, by człowiek mógł podziwiać piękno Kosmosu. Pytanie może obraźliwe i niedopuszczalne, ale przecież można je postawić. Odpowiedź jest jedna: bez wielkiego Kosmosu nie byłoby życia na tej małej kruszynce Ziemi, a Stwórca nie miał wielkiego wyboru, lub nie miał w ogóle wybory, do powstania życia taka konstrukcja materii jest zapewne jedyną możliwą. I jest ona taka nie dlatego, że Stwórca miał taki kaprys, i nadał materii takie właśnie właściwości, lecz dlatego, że taka formacja jest jedyną możliwą jako kolebka życia i Stwórca musiał taką formację stworzyć, jeśli przyjąć poglądy kreacjonistów za uzasadnione. Można tę myśl dyskutować, skoro jednak całą astrofizykę da się wyrazić w poprawnych formułach matematycznych, to jest to także jednym z dowodów na poprawność powyższego rozumowania. I nie musi ta myśl stanowić argumentu anyteologicznego. Wątpliwości Einsteina mają swoją podstawę. A życie jest tak bardzo różnorodne, że trudno znaleźć w nim jakiejś formy uporządkowania, jakiegoś jednolitego wzoru zachowania się, jednolitej motoryki poza genetyką. Różnorodność życia jest w istocie całkiem przypadkowa, jeśli przyjąć przypadkowość mutacji w genach, a wyboru najlepiej przystosowanych form dokonuje dobór naturalny. Istnieją zapewne jednak jakieś dodatkowe mechanizmy sterującego zachowaniem się organizmów, niezależne od ich konstrukcji genetycznej i takich mechanizmów należy poszukiwać.
     Jeżeli istnieją jednolite formuły funkcjonowania podmiotów życia, to te formuły muszą obowiązywać wszystkie postacie, wszystkie zespoły i zawierać wszystkie przejawy zachowania się podmiotów biologicznych, jako zbiorowisk flory i fauny i ludzkich podmiotów społecznych szeroko pojętych, łącznie z podmiotami ekonomicznymi. Muszą to być zatem formuły uniwersalne. Czy takie formuły istnieją i czy sterują istotnie wszystkimi podmiotami?
     Model
      Na wstępie dokonajmy krótkiego opisu funkcjonowania najprostszego podmiotu biologicznego, ponieważ ukaże on pewien model zachowania się, który mógłby być wzorcem zachowania się wszystkich innych układów. Tym modelem, choć nietypowym, niech będzie …wirus. Wirus w środowisku poza komórką jest w istocie formą martwą, swoistym kryształem, nie pobiera z otoczenia ani substancji, ani energii, by budować ciała swojego potomstwa. W kontakcie z podmiotem biologicznym przykleja się do ściany komórki, do której ma powinowactwo, przenika do wnętrza, ulega rozpadowi na elementy składowe, te wchodzą w kontakt z elementami składowymi komórki, wymuszają na tych elementach produkcje poszczególnych składnikach wirusa, wymuszają ich zestawienie do postaci nowego wirusa i jego eksport poza komórkę. W ten sposób następuje namnażanie się wirusa. Jest to bardzo nietypowy sposób rozmnażania, jedyny w przyrodzie, poza wirusem niespotykany, lecz efekty tego rozmnażania są typowe dla wszystkich innych podmiotów biologicznych.  
      Wirus niszczy swojego żywiciela, odbierając sobie możliwość dalszej reprodukcji populacji. Tak więc wirus, atakując jakikolwiek, swoisty dla siebie organizm, rozmnaża się niepohamowanie, niszczy ten organizm, unicestwiając razem z nim swoją własna populacje. Podobnie przebiega infekcja bakteryjna jakiegokolwiek innego organizmu. Bakterie, niszcząc organizm, na którym żerują, odbierają sobie perspektywę dalszej egzystencji. Gdyby organizmy nie posiadały mechanizmów obronnych, gdyby środowisko nie było obdarzone innymi mechanizmami hamulcowymi, to dany wirus, czy bakteria unicestwiłaby całą populacje swoich gospodarzy i odebrałaby sobie warunki dalszej egzystencji. Nastąpiłaby samozagłada wirusów, czy bakterii wraz z swoim żywicielami. Wielkie epidemie, jakie gnębiły ludzkość w przeszłości świadczą o tym nadto wyraźnie. Grypa hiszpanka w czasie I Wojny Światowej pochłonęła więcej ofiar niż sama wojna.
     Jak określić taki proces, czy mechanizm? Nie jest to łatwe. Może  retropolydestrukcja?  Przykład infekcji wirusowej, czy bakteryjnej można stanowić skrótowy model takiego zjawiska.  Nie ulega jednak wątpliwości, że obowiązuje ono w całej przyrodzie. Każdy organizm zwierzęcy, czy roślinny, każda populacja, obdarzona jest potencjalną zdolnością do nieograniczonego rozmnażania się, a więc byłaby w stanie zawłaszczyć całe dostępne środowisko do wyczerpania zasobów, eliminując z niego pozostałe organizmy, gdyby one nie próbowały tego samego.
     Zechcemy w tej kolejnej dysertacji przedyskutować próbę znalezienia niektórych, ogólnych prawideł rządzących zbiorowiskami, czy podmiotami świata ożywionego, łącznie ze zbiorowościami w ludzkim społeczeństwie. Czy takie jednolite dla wszystkich podmiotów prawidła w ogóle istnieją i czy da się je wyłowić poprzez analizę funkcjonowania tych podmiotów?  Na wstępie należy skonstruować przydatną do takiej analizy terminologię taką, która odnosiłaby się i pasowałaby do wszystkich podmiotów, niezależnie od ich charakteru i ich przynależności.
     Terminologia
     W świecie ożywionym, jak i w społeczeństwie ludzkim, mamy do czynienia z pojedynczymi podmiotami, jednostkami ożywionymi i ze zbiorowościami tych podmiotów. Dla flory i fauny najprostszymi, jednolitymi zbiorowościami są gatunki. Gatunek określa w sposób jednoznaczny ujednoliconą zbiorowość przyrodniczą. Nie można jednak tego słowa zastosować do zbiorowości społecznych w przyrodzie np. do mrowiska, ławicy ryb, czy ula pszczelego.  Słowa tego nie można użyć na oznaczenie zbiorowości ludzkich, np. organizacji gospodarczych, czy politycznych, bo brzmiałoby to komicznie. A tym czasem potrzebne jest określenie, które w sposób jednoznaczny charakteryzuje grupę osobników w znaczeniu najbardziej ogólnym, grupę o względnie jednolitym statusie, bez wyszczególnienie odróżniających tę grupę cech. Takim określeniem, pasującym do każdej zbiorowości, jest określenie: społeczność lub populacja i tymi określeniami zamiennie będziemy się w tej dysertacji posługiwać. Oddaje ono w pełni i poprawnie sens takiej każdej zbiorowości, niezależnie od jej wewnętrznej organizacji, od cech osobniczych jej członków, od funkcji takiej zbiorowości. Może odnosić się i do całego gatunku, jako zespołu identycznych osobników, do zamkniętej zbiorowości składającej się z osobników danego gatunku, stada, ławicy lub do innego zespołu jednostek, np. zakładu pracy, organizacji politycznej, klanu, plemienia, rodziny, także do zbiorowisk zbiorowych, np. zespołu mrowisk, zespołu plemion, zbiorowości bakterii itd., także do zbiorowisk złożonych. A w naszej pracy chcemy odnaleźć i opisać zjawiska, cechy, czy prawa, które obowiązują we wszystkich społecznościach, wszystkich populacjach. Możemy więc mówić o populacji organizacji politycznych, populacji zakładów pracy, społeczności owadów, gryzoni, ryb itp.
     Każda społeczności składa się z pojedynczych osobników. Na określenie takiej jednostki, osobnika, z pominięciem jego cech charakterystycznych, należy też poszukać odpowiedniego określeni takiego, które można odnieść do każdego członka jakiejkolwiek zbiorowości. Wydaje się, że najlepszym określeniem pojedynczego osobnika jest pojęcie: jednostka lub zamiennie właśnie osobnik. To pojęcie można odnieść i do pracownika przedsiębiorstwa i do bakterii i do mrówki i do sosny i każdego członka jakiejkolwiek zbiorowości. I tym pojęciem będziemy dalej operować. A więc społeczność i jednostka. Pojęcia używane w życiu codziennym, tu przybierają specyficzne znaczenie.                                                                                                                   
     Na określenie całokształtu wielu populacji, lub całokształtu dostępnych przyswajalnych substratów, dobrym określeniem może być pojęcie: zasoby, a na określenie obszaru funkcjonowanie populacji: środowisko. Przydatne będzie też właśnie określenie: substrat, jako określenie składnika zasobów. 
     Odrębność cybernetyki    
     W latach czterdziestych ubiegłego wieku w środowisku amerykańskich matematyków zrodziła się nauka o sterowaniu – cybernetyka. Nauka ta próbowała dostrzec i ustalić wspólne cechy i zjawiska obowiązujące w różnych układach i społecznościach, niezależnie od ich swoistej konstrukcji. Odkryto, że wszystkie one funkcjonują według jednolitego wzoru, a podstawowym elementem tego wzoru jest informacja. Elementy cybernetyki, to elementy mechanizmu sterowania układem, jakikolwiek by on nie był. Cybernetyka odkrywa mechanizmy sterujące jednostką biologiczną, podmiotem mechanicznym, podmiotem społecznym, a więc mechanizmy rządzące wydzieloną, zamkniętą jednostką lub społecznością, lecz nie podaje wzoru zachowania się wielkich społeczności zbiorowych i nie określa interakcji między takimi społecznościami. Opisuje interakcje, zachodzące w cząstkowych układach, o charakterze ograniczonym, odosobnionych i połączonych z otoczeniem kanałami wejścia i wyjścia. Elementy cybernetyki można by zapewne znaleźć i w zachowaniu się wielkich społeczności, lecz nie odbiegają one zapewne od mechanizmów typowych.  Nawiasem mówiąc, odkrywcom cybernetyki, prekursorki informatyki w obecnym kształcie, należy się wielkie uznanie za ich wnikliwość i dostrzeżenie informacji, jako wspólnej cechy, rządzącej wszystkimi układami. Należy jednak postawić pytanie, czy dla poszczególnych, wieloliczebnych, jednorodnych społeczności dałoby się odnaleźć jakieś dodatkowe, wspólne zjawiska, prawa, czy mechanizmu, poza informacją, które rządzą tymi społecznościami?
       Każda ze społeczności odróżnia się od innej bardzo wieloma właściwościami, bardzo różnymi i odległymi. Mrowiska jest nieporównywalne z organizacją polityczną, ta zaś z ławicą ryb, ta zaś z plagą stonki ziemniaczanej itd. Czy jest jednak coś, co by łączyło te społeczności? W dysertacji tej postaramy się takie wspólne właściwości odszukać.
     Jeszcze raz model
     Rozważmy jeszcze raz zjawisko infekcji wirusowej organizmu ludzkiego lub zwierzęcego. Na wstępie został ten przykład już przytoczony. Zakładamy, że organizm zarażony nie dysponuje mechanizmami obronnymi, natomiast dysponuje zasobami organicznymi, potrzebnymi wybiórczo do swobodnej produkcji danego wirusa według założonego genetycznie planu. Populacja wirusów namnaża się takim organizmie swobodnie aż do wyczerpania potrzebnych zasobów, to jest do całkowitego zniszczenia organu lub organów, do których ma powinowactwo. Następuje zgon jednostki zainfekowanej. Następuje zagłada świata, w którym namnażała się społeczność wirusów i tym samym zagłada całej społeczności wirusów w tym organizmie. Taki rozwój „wypadków” nie leży oczywiście w interesie tej społeczności. Mamy tu do czynienie ze swoistą sprzecznością.  Zjawisko takiego niepohamowanego rozmnażania nazwijmy: totalna ekspansją destruktywną. Poszczególna jednostka takiej społeczności spełniała zakodowaną funkcję w sposób ustalony zgodnie z planem genetycznym, a populacja, jako całość zdąża wspólnie do totalnego zawłaszczenia podmiotu swojej agresji i do końcowego rezultatu, to jest do wspólnej zagłady. Można by to zjawisko określić jeszcze inaczej: społeczność wirusów rozwijała się do „wyczerpania zasobów”. W rozwoju tej populacji dostrzec można progresję tempa namnażania, być może tę progresję udałoby się opisać matematycznie, jako proces wykładniczy? Podobnie rzecz dzieje się w wypadku infekcji bakteryjnej. Ginie pojedynczy organizm, ale i ginie cała społeczność zainfekowanych organizmów, jeśli w przebiegu infekcji nie pojawią się konkurencyjne zjawiska, np. odporność lub terapia. Ginie też społeczność samego agresora.
       Inny przykład. W miesiącach letnich dochodzi do tzw. kwitnienia jeziora. Woda wypełnia się wielka kolonią glonów lub sinic. Rozmnażanie trwa aż do wyczerpania się zasobów, potrzebnych do rozwoju tej społeczności. Gdyby w sposób sztuczny dostarczać do wody w proporcjach optymalnych te zasoby, to rozwój populacji glonów trwałby w sposób niepohamowany w nieskończoność. W naszym wypadku, po wyczerpaniu zasobów, społeczność ulega zagładzie. O tym zjawisku można także mówić, jako o totalnej ekspansji. W sposób widoczny zachodzi ona w układach zamkniętych, względnie odosobnionych, składających się z substratu i „agresora”, w których nie spotyka się dodatkowych elementów modyfikujących układ, np. konkurencyjnego zjawiska odporności lub społeczności antagonistycznej w stosunku do „agresora”, która sama w sobie podlega takim samym mechanizmom.
      Oba te opisy stanowią dobry przykład, klasyczny, obrazujący rozleglejsze zjawisko, zachodzące we wszystkich populacjach. I tak społeczność rekinów tyle, że w długim przedziale czasy, dąży do tego samego, to jest do pełnego zawłaszczenia środowiska morskiego, na tyle na ile pozwalają zasoby. Społeczność mrówek w środowisku leśnym dąży do totalnego zawłaszczenia środowiska. Populacja fok, antylop, populacja sosen, populacja wilków dąży do przybrania takiej samej pozycji: dąży do niepohamowanego rozplemu i pełnego zawłaszczenia środowiska. Jest to zatem ślepa, niekontrolowana genetycznie ścieżka rozwoju, wynikająca z samej istoty rozmnażania, ale niezakodowana w sposób materialny i celowy w genach, poza oczywiście genetycznie zakodowaną rozrodczością. Jest to zatem zjawisko o mechanizmie statystycznym. Samo zaś zjawisko należałoby nazwać: dążenie do dominacji, (zawłaszczenie)
     Ekspansja     
         Na drodze takiej totalnej ekspansji populacji znajdują się oczywiście przeszkody. Podstawową przeszkodą jest totalna ekspansja innej społeczności. Można wyróżnić mechanizm takiej przeciwstawnej, konkurencyjnej ekspansji. A więc ekspansja społeczności drapieżników, dla której źródłem pokarmu jest populacja drobnej zwierzyny, jest dla tej ekspansją przeciwstawną, ekspansja populacji zwierząt kopytnych jest przeciwstawną dla ekspansji roślin trawiastych, podobnie ekspansja konkurencyjna o zasoby środowiska, np. o światło słoneczne w lasach, konkrecja między gatunkami o wspólny obiekt polowań. Mechanizmy takiego ograniczania jednej ekspansji przez inną można nazwać ekspansją konkurencyjną. Ekspansywność poszczególnych społeczności generuje więc zjawisko konkurencji. Inną przeszkodą jest oczywiście ograniczoność zasobów danego środowiska, kontrolowana  przez tę właśnie ekspansywność, co jest swoistym sprzężeniem zwrotnym.
        Konkurencja
     W zjawisku konkurencji wyróżnić więc można co najmniej dwie formy. Konkurencję agresywną, lub destruktywną, gdy jedna społeczność zagraża fizycznie drugiej społeczności, np. populacja drapieżników zagraża populacji zwierzyny płowej, populacja zwierząt trawożernych na stepach zagraża swobodnej wegetacji traw, konkurencja wojenna w społeczeństwach ludzkich to klasyczny przykład konkurencji agresywnej. Konkurencja agresywna zdąża do wyniszczenie populacji przeciwstawnej. Drugą formą jest konkurencja konkurencyjna, gdy dwie społeczności konkurują o wspólne zasoby, np. o wspólne źródła surowców w ekonomii, lub o wspólne treny łowne wśród zwierząt, samce zaś konkurują o samicę. Taka konkurencja funkcjonuje bez niszczenie konkurenta. Odmianą konkurencji jest konkurencja jednostronna, gdy jedna społeczność zagraża innej, ale nie odwrotnie, społeczność zajęcy nie zagraża społeczności wilków.
     Monopol
      Społeczność, która w przebiegu swojego rozwoju osiągnie pozycje dominującą, staje się monopolistą. Zawłaszcza zasoby, ogranicza ekspansje innych społeczności, w wielu wypadkach doprowadza do zagłady konkurentów, by wreszcie, jakże często, jako dominanta, zginąć wraz z zagładą swoich „żywicieli”. Czasem dzieje się to w sposób spektakularny, jak zgon po chorobie zakaźnej, najczęściej jednak w sposób mało widoczny w długim przedziale czasu. Wydaje się, że zagłada dinozaurów mogła być także spowodowana wyniszczeniem roślinności ich środowiska przez rozrastającą się ich populację i w wyniku walk międzygatunkowych.
         Można więc dodać, że kolejną właściwością społeczności jest dążenie do monopolizacji.  Dążenie do monopolizacji jest zjawiskiem widocznym i powszechnym w przyrodzie i w środowisku ludzkim, a wynika ono z istoty ekspansywności. Z pełną monopolizacją spotykamy się jednak w przyrodzie dość rzadko, ze względu na opisany wyżej mechanizm konkurencji. W rozważaniach o zachowaniu się poszczególnych populacji należy brać oczywiście pod uwagę niezależne ograniczenia rozwoju,  spowodowane niesprzyjającymi warunkami np. klimatycznymi, spadkiem zasobności środowiska z przyczyn losowych, w społecznościach ludzkich ograniczeniami intelektualnymi, konserwatyzmem natury ludzkiej, zdarzeniami losowymi, itp.)     
        Opisane zjawiska zachodzą więc i w społecznościach ludzkich, jakie by one nie były. I tak organizacje charytatywne, wbrew pozorom, dążą do zajęcia pozycji monopolisty, konkurując także o zasoby, choć przecież nie wykazują dosłownej agresywności, a zapewne rade by zająć pozycję monopolisty. Partie polityczne przejawiają totalną ekspansję, stając się agresywną, często monopartią, zawłaszczającą cały „rynek” polityczny, a tylko konkurencja, dopóki nie zostanie wyeliminowana przez zwycięskiego uczestnika gry, zapobiega takiej monopolizacji. Przykładami w tej materii jest faszyzm i bolszewizm. Przedsiębiorstwa przemysłowe rade by zająć pozycje monopolisty, stosują agresywną ekspansję wszelkimi dostępnymi metodami, często pozaprawnymi, co wymusza prawne ograniczania ich działań. Historia dowodzi, i to w sposób jednoznaczny, że w relacjach międzypaństwowych mamy do czynienie w sposób nadto jawny z tymi samymi zjawiskami. Agresywna, totalitarna ekspansywność, zbrojna konkurencja, pełna dominacja, monopolizacja władzy i zawłaszczenie terytorialne, czy gospodarcze to zjawiska w pełni widoczne. Mają one, co prawda odmienne struktury i przebieg, co jest oczywiste, lecz co do istoty, są jednoznaczne. Na gruncie historycznym znajdujemy aż nadto przykładów takiego zachowania się formacji państwowych, począwszy od starożytności, aż do czasów nam najbliższych.
     Podsumowania
     Wszystkie wyżej wyłuszczone elementy, a więc: ekspansywność, konkurencja, potrzeba dominacji, monopolizacja, zawłaszczanie zasobów dość łatwo można odkryć także w działalności niezorganizowanych formalnie społecznościach ludzkich.  Na gruncie rodzinnym, towarzyskim, zawodowym mamy do czynienie z takimi samymi elementami zachowania, oczywiście w ograniczonej skali i dynamice. Wielkie fortuny rodów, książąt, przemysłowców wyrastają w wyniku posługiwania się w ich działalności elementami uwypuklonymi w tej wypowiedzi. Także ekspansywność rozrodcza człowieka, i co za tym idzie, pełne zawłaszczenie naszej Ziemi, połączone z wypieraniem i wręcz usuwaniem wielu przyrodniczych społeczności lub ich podporządkowaniem, jest produktem tych samych praw. Człowiek jest podmiotem o wielopłaszczyznowej, agresywnej ekspansyjności i występuje w stosunku do całej przyrody, jako totalny agresor.  Rozwój rolnictwa i hodowli, dziedzin powodujących ekspansje wybranych populacji przyrodniczych, odbywa się przecież przy współudziale eliminacji prawa do bytu przyrodzie „dzikiej”. Już starożytni dostrzegali tę rolę i możliwości człowieka, czyniąc biblijna uwagę: czyńcie sobie ziemie poddaną, a poddaną, to znaczy zawłaszczoną.
     Ekonomia polem działania praw
     Wymienione wyżej cechy i właściwości są jakże charakterystyczne dla podmiotów ekonomicznych. Tu są one też w pełni widoczne. Te i podobne elementy są między innymi przedmiotem rozważań nauki ekonomii. Powyższe uwagi unaoczniają, że zjawiska charakterystyczne dla społeczności nieekonomicznych, przyrodniczych, można znaleźć w czystej ekonomii i zastosować do gospodarki, zjawiska zaś i mechanizmy ekonomiczne można rozciągnąć na całe inne obszary życia społecznego i przyrodniczego.
     W przyrodzie, jako całości i w społeczności ludzkiej, jako całości, brak jest elementów samosterowności, takich, jakie wykryli cybernetycy dla układów mechanicznych, ograniczonych układów przyrodniczych i pojedynczych jednostek przyrodniczych. Gdyby taka samosterowność cybernetyczna była zakodowana w całych społecznościach, przyroda rozwijałaby się bezawaryjnie w całkowicie stabilny sposób, a sprzężenia charakterystyczne dla układów cybernetycznych nie dopuszczałyby do niepohamowanego rozwoju o typie totalnej ekspansji wybranych populacji np. populacji szarańczy, czy szkodników lasów, czy epidemii chorób w społeczności ludzkiej. Po osiągnięciu pewnego pułapu ewolucyjnego przyrody, zapanowałaby zapewne pełna harmonia, i stabilność. Pewna ograniczona samosterowność przyrody występuje na zamkniętych obszarach i jest efektem konkurencyjności międzygatunkowej, lecz nie jest wpisana w kod genetyczny, jest efektem statystycznym. Wynikiem działania kodu genetycznego, poprzez rozrodczość, jest niepohamowana ekspansyjność.  
     Samosterowność zaś w ludzkim społeczeństwie funkcjonuje też jedynie w zorganizowanych, ograniczonych obszarach ludzkiej działalności, głownie w działalności gospodarczej, wyrażając się sprzężeniami, gwarantującymi względną harmonię, a wahania gospodarcze i kryzysy dowodzą, że pełnej harmonii nie udaje się osiągnąć. W działalności gospodarczej, społecznej i politycznej odnaleźć można za to wszystkie opisane wyżej mechanizmy, jako mechanizmy nadrzędne. Można doszukać się w nich pewnych podobieństw quasi-cybernetycznych, w których funkcję sprzężeń pełni konkurencyjność lub walka o dominację. Nieograniczona rozrodczość ludzka jest jednostronną quasi-sterownością, pozbawioną mechanizmów gwarantujących równowagę. Pogmatwana historia społeczeństw dowodzi, że w ich rozwoju nie działają mechanizmy cybernetyczne. Pojawienie się w strukturze przyrody świadomości ludzkiej, rozchwiało do reszty możliwości adaptacyjne samej przyrody, jak i społeczności ludzkiej, jako całości. W kontekście powyższego świadomość ludzka, jako najwyższy wytwór ewolucji przyrody, może stać się grabarzem tej przyrody.
     Mechanizmy konkurencji
     Pojęcie konkurencji jest strywializowane przez nadmierną ekspozycje w ekonomii i języku i nie ma - jak się wydaje – przejrzystej definicji, czy precyzyjnego opisu. A jest to zjawisko poniekąd przesycające zarówno życie biologiczne, społeczne, czy osobiste człowieka. Nie wynika ona z jakiegoś tajemniczego, zakodowanego w przyrodzie mechanizmu, a jest raczej pojęciem i funkcją statystyczną. Przeprowadźmy sobie doświadczenie myślowe. Mamy środowiska bytowania pewnych populacji.  Środowisko to dysponuje pełnymi zasobami. Swoisty Eden. W środowisku tym bytują społeczności, których potrzeby są w pełni zaspokojone. Nie ma groźby niedoborów. Zasoby można przedstawić  jako: podaż, a potrzeby jak: popyt. W środowisku tym podaż przewyższa popyt z nadmiarem. Nie zachodzi potrzeba współzawodniczenie o zasoby. W takim środowisku konkurencja pozbawiona jest racji bytu. Jeżeli się zdarzy, to bez elementu destruktywnego. Pojawia się ona, gdy wyrównuje się stosunek popytu do podaży zasobów, lub ten stosunek wzrasta. Ma to miejsce, gdy spadają z różnych powodów zasoby, lub wzrasta popyt, np. na skutek nadmiernej rozrodczości populacji. Pojawia się wtedy konkurencja destruktywna. Takie i podobne przyczyny zadziałały w okresie wędrówek ludów, najazdów Mongołów, Hunów i innych plemion. Ich bezzasadne okrucieństwo i wyniszczanie konkurentów z kolei tłumaczyć można nieuświadomioną potrzebą dominacji   
        Konkurencja jest zatem, w uproszczeniu, funkcją o charakterze matematycznym. Wypływa i wyrazić ją można jako pojęcie matematyczne. Być może, zestawiając z sobą wielkość zasobów szeroko pojętych z wielkością potrzeb, można by wyznaczyć droga matematyczną intensywność konkurencji, czy tempo i nasilenie zmagań między konkurentami w społecznościach ludzkich i przyrodniczych. Nie ulega wątpliwości, że ograniczona konkurencja pełni też funkcja twórczą, jest czynnikiem działającym selektywnie, w przyrodzie eliminuje osobniki słabsze lub źle przystosowane do środowiska, jest zatem quasi-cybernetycznym kontrolerem ewolucji. W społeczeństwie ludzkim, w ekonomii, polityce, życiu społecznym jest też czynnikiem selekcji, co jest truizmem, ale też i czynnikiem generującym tzw. postęp, co też jest truizmem. W istocie jednak w pojęciu konkurencji mieści się mało eksponowany element, to jest destruktywność. W walce konkurencyjnej, czy to czynnej walce, a więc konkurencji konkurencyjnej, czy w walce biernej, polegającej na wypieraniu słabszego konkurenta np. w dostępie do zasobów, chodzi przecież o wyeliminowanie, czy wręcz zniszczenie konkurenta, jeśli nie fizycznie, to moralnie, ekonomicznie, społecznie. Konkurencja jest zatem zjawiskiem ze swej istoty niemoralnym, w istocie godnym potępienia, szczególnie w społeczności ludzkiej. Tego mechanizmu nie da się wyeliminować z przyrody, natomiast w społeczeństwie ludzkim zjawisko to mogłoby nie istnieć. Można spróbować dokonać myślowego doświadczenie i wyobrazić sobie życie społeczne bez konkurencji?  bez współzawodnictwa. Być może nie byłoby rozwoju, być może nie było by postępu, zamarła by wynalazczość, ambicje, lecz zostałyby wyeliminowane wojny, rewolucje i podobne zjawiska. Konkurencja jest zatem mechanizmem wielo-wektorowym.      
     Konkurencja w przeszłości
     Wydaje się, że były w historii ludzkości okresy o ograniczonej konkurencyjności. Było to zapewne u ludów pierwotnych, kiedy to egzystencja plemienia możliwa była tylko przy współpracy wszystkich członków społeczności. Należy zatem przyjąć, że w łonie wspólnoty pierwotnej nie mięliśmy do czynienia z rozwiniętymi antagonizmami wewnątrzplemiennymi. Cała społeczność musiała współdziałać w zdobywaniu pokarmu, wszyscy musieli czuć się bezpieczni, być najedzeni, ogrzani. Charakter siedlisk ludów pierwotnych, choćby w Biskupinie, wskazuje na pełne zrównanie członków takiej społeczności. W Biskupinie nie było bezrobotnych, ale też zapewne i darmozjadów, nie było bezdomnych, nikt nie był pozbawiony opieki, nie było głodnych, a jeśli byli, to wszyscy po trochu. Taką społeczność można by określić jako w pełni komunistyczną. 
      Współzawodnictwo pojawiło się, gdy wzrosły umiejętności, pojawiły się nadwyżki, pewni członkowie mogli wyegzekwować dla siebie przywileje, powstało rozwarstwienie i wtedy pojawiła się konkurencja. W warunkach wzrastania niedoborów w wyniku wzrostu liczebności grup ludzkich lub losowego zubożenia zasobów musiała pojawić się konkurencja międzyplemienna. Można z dużym prawdopodobieństwem wyrazić pogląd, że historyczne ekspansje, a więc konkurencyjność międzyplemienna, wyrażająca się powstaniem państw i walk między nimi, pojawiły się wraz z przeludnieniem, względnym przeludnieniem, polegającym na niestosunku zasobów w odniesieniu do potrzeb coraz bardziej licznych organizmów społecznych. Do takiej konkurencyjności dochodziło i w wyniku ekspozycji zjawiska potrzeby dominacji, czynnika przenikającego psychiką ludzką. Pojawienie się zwiększonej podaży zasobów, pozwalało mobilizować podległe władcom społeczeństwa do agresji przeciwko innym społecznościom.
       We współczesnych społeczeństwach, podobnie jak i w całej historii, współzawodnictwo było i jest nie do uniknięcia. Należy jednak w pełni zdawać sobie sprawę, ż jest to zjawisko w pełni nieetyczne, w jego rozumieniu ukryty jest element destruktywny. Kierując się takim przeświadczeniem, należy uwzględniać ten czynnik w organizowaniu życia społecznego. Wszak są pola, na których współzawodnictwo przybiera wręcz szlachetna postać, choć i tu rodzi ono nieszczęście. Tym polem jest sport, kultura, nauka. W tym współzawodnictwie ktoś jest zwycięzcą, lecz ktoś inny cierpi z powodu przegranej. Elementy ograniczenia konkurencyjności funkcjonują w współczesnym życiu. Są nimi np. ustawy regulujące sposoby konkurowania, a więc ustawy antymonopolowe, ustawy antydumpingowe, negocjacje i pakty międzypaństwowe. Na polu politycznym takim poważnym antykonkurencyjnym przedsięwzięciem są udane próby unii politycznych w rodzaju Unii Europejskiej.
     Dominacja
      Konkurencja w społeczeństwach i u jednostek ludzkich ma zapewne i głębsze źródła. Wywodzi się to zjawisko z istoty ludzkiego charakteru, dla którego jedną z głównych cech charakterystycznych jest potrzeba dominacji. Tą potrzebę dominacji dostrzec można powszechnie w zachowaniu ludzkim. Jej przejawy przybierają najróżniejsze formy. Począwszy od agresji wszelkiego typu, aż do uporczywego, skrytego, czy jawnego dążeniu do sukcesu na jakimkolwiek polu. Dążenie do dominacji wyznacza postępowanie człowieka na wszystkich polach działalności i we wszystkich przejawach życia. Napisanie tej uproszczonej dysertacji, ujmującej prawdy nader oczywiste, rozumiane przez wielu świadomie, czy intuicyjne, nieodkrywczej i umieszczenie jej w Internecie, jest też przejawem swoistej potrzeby upublicznienia swojej osoby, choć pod kryptonimem, co autor uważa za próbę ograniczenia w sobie tej cechy, to jest potrzeby dominacji. Zjawiska potrzeby dominacji można udokumentować na wiele sposobów, jest ono jednak tak widoczne i powszechne, że czytelnik tej wypowiedzi znajdzie zapewne przy minimum wysiłku wiele jego przykładów, także w swoim życiu osobistym. Można dodać, że odgrywa ono niepoślednią rolę w ekonomii. Żaden inwestor nie poprzestanie na osiągniętym poziomie bogactwa. Po przekroczeniu pewnej granicy dalsze bogacenie traci sens, a jednak każdy dąży do dalszych sukcesów. I jest to niewątpliwie efektem permanentnego dążenia do dominacji za wszelka cenę i nieprzerwanie. Ta podstawowa cecha psychiki ludzkiej jest obosieczna. Jest czynnikiem stałego postępu społecznego, ale i też głębokiej destrukcji, czego też nie ma potrzeby dokumentować.
     Przejawami potrzeby dominacji wcale nie musza być jawne dziania, czy uświadomione decyzje, ujawniające się w widocznych aktach. Decyzja zakonnika – pustelnika może też być decyzją gwarantującą mu uznanie w otoczeniu, umacnia go w przeświadczeniu jego wyjątkowości, ma gwarantować mu zbawienie, czy wreszcie stać się może nawet, w jego głębokim przeświadczeniu, elementem jego przyszłej kanonizacji. Z realizacja potrzeby dominacji spotkać się można zapewne u wychowawców, dowódców, wszelkiego typu przełożonych, polityków i w wielu przejawach życia np. towarzyskiego, gdzie toczy się walka o pozyskanie względów otoczenia, a niepowodzenie w tej „walce” są przyczyną niesnasek, czy wręcz nienawiści, prowadzącej do pognębienia zwycięzcy. Walka polityczna to nic innego, jak walka nie tylko o pozycję w strukturach władzy, jako źródle utrzymania, lecz i o zadokumentowanie swej dominacji.  Z potrzeby dominacji wyrastają jedynowładcy, tyrani, powstają imperia, gwarantujące wodzom coraz większe poszerzenie ich pola władzy. Można wyrazić pogląd, że celem walki o dominację jest walką o poszerzenie pola władzy nawet, jeżeli jest to często władza pozorna, polegająca na wymuszeniu uznania ze strony swojego środowiska, czy społeczności.
       Nie ulega wątpliwości, że konkurencyjność w pewnych przejawach życia społecznego powinna ulec ograniczeniu, świadomym ograniczeniu lub zniesieniu. Konkurencyjność w życiu rodzinnym nie powinna mieć miejsca.  Konkurencji należy zaniechać np. w Służbie Zdrowia, konkurencja między lekarzami lub między jednostkami Służby Zdrowia o pacjenta, jest niemoralna, tu powinna obowiązywać zasada współdziałania dla dobra pacjenta. Konkurencja w Służbie Zdrowia generuje zachowania nieetyczne, np. próby podważenia autorytetu konkurenta, próby ograniczania kosztów funkcjonowania placówek poprzez „spychanie” pacjentów generujących koszty do konkurencyjnych placówek, sztuczne „rasowanie” statystyk medycznych. Jeśli się zważy, że celem właściwym konkurencji jest usunięcia konkurenta, to powyższe uwagi znajdują uzasadnienie.
      W stosunkach politycznych i państwowych powinna obowiązywać zasada dobra wspólnego, zasada kompromisu i poszanowania cudzych racji. Można te cele osiągnąć tylko poprzez świadomą rezygnację z przenikającej ludzką psychikę potrzeby dominacji, jako generatora konkurencji. W XX wieku, po II Wojnie Światowej, podjęto szereg aktów i decyzji ograniczających międzynarodowa konkurencje polityczną i konkurencję gospodarczą, można jednak dostrzec szereg przejawów wyłamywania się z tej opcji. Ograniczenie konkurencji to także stłumienie potrzeby dominacji, a to nie przychodzi łatwo. W najbliższym otoczeniu geopolitycznym można nadal znaleźć szereg przejawów działania tej ludzkiej cechy. Świadoma rezygnacja z dominacji w relacjach polityczno - państwowych, choćby częściowa, uporządkowałaby zapewne współczesne relacje międzynarodowe. Bez uświadomienia sobie tej cechy ludzkiej nie uda się zapewnie ograniczyć konkurencyjności destruktywnej.
       Uwagi powyższe są prostymi wnioskami z uporządkowanych i wyrażonych powyżej elementów sterujących podmiotami, dostrzec je może każdy, kto analizuje zachowanie się społeczności przyrodniczych, czy ludzkich. Nie pretendują do miana odkrywczych, są one znane i uznane przez wielu, autor przedłożył je raczej jako próbę zestawienia tych prawd dla uporządkowania własnych poglądów. Uwagi powyższe są w dużej części gołosłowne, można by je zilustrować wieloma niedawnymi i bieżącymi przykładami z życia społecznego i politycznego dzisiejszego świata, kierując się jednak wyłożonymi poglądami, ewentualny czytelnik z łatwością znajdzie wiele ilustracji.                                                             UP72156










       [i]

      

       



       

       [ii]

         

czwartek, 8 września 2011

Moja prywatna ekonomia I, Moja ekonomia II, Moja ekonomia III, Moja prywatna IV, Moja prywatna ekonomia V, Moja prywatna VI


Poniższa dysertacja jest wyrazem osobistych poglądów nieprofesjonalisty, zainteresowanego ekonomią, jako jedną z dziedzin związanych blisko z działalnością życiową człowieka, a zawierającą w swoim składzie wiele niejednoznaczności. Zestawiając poglądy autorytetów ekonomii na poszczególne elementy tej nauki, można znaleźć bardzo różne i często sprzeczne zdania  o ich istocie i funkcji. Dowodzi to braku jednomyślności  naukowców w przedmiocie i generuje nawet przeciwstawne sobie teorie i zalecenia. Błędne poglądy u ekonomistów, czy polityków   pociągają za sobą błędne, czy wręcz przestępcze decyzje. Wystarczy uprzytomnić sobie  historyczne konsekwencje i wręcz  nieszczęścia, jakie pociągnęły za sobą błędne analizy pojęcia „wartości”  i „wyzysku” w  marksistowskich i bolszewickich praktykach gospodarczych. Poniższa wypowiedź, pozbawiona  waloru naukowości, jest efektem wieloletnich, pobieżnych zainteresowań tematem i próbą własnego spojrzenia  na ten wycinek ekonomii. Tematyka tu podjęta jest nadal aktualna, nie można jej pomijać w dzisiejszej praktyce gospodarczej. Brak wykształcenie ekonomicznego u autora niechaj  będzie usprawiedliwieniem  braków tych wypowiedzi. Napisanie jednej „pracy” nasunęło kolejne refleksje i tak powstało pięć części, które nie wyczerpują w całości tematu i wymagałyby może przepracowania i wielu poprawek. Staną się zapewne dla czytelnika, szczególnie profesjonalnego, źródłem krytyki, ale może i bardziej profesjonalnej analizy. Autor prosi o wyrozumiałość dla zbyt amatorskiego przedłożenia tematów.

                                  
                            M o j a    p r y w a t n a   e k o n o m i a    I
                                                     
                                                                    UP72156
                                                             
                                                                      Wstęp

Ekonomia jest dziedziną nauki niejednoznaczną. Poszczególne kategorie ekonomiczne, takie jak wartość, wartość dodana, rola pieniądza, funkcja stopy procentowej, konkurencja, funkcja ceny, popyt i podaż, kryzys, recesja i ich przyczyny  są odmiennie rozumiane i dyskutowane przez poszczególnych ekonomistów. Odmienność poglądów na te kategorie świadczy, że ekonomia jako nauka nie konstruuje twierdzeń całkowicie prawdziwych. Dowodem tego jest też falowy rozwój organizmów gospodarczych, od recesji do kryzysu, a ekonomiści nie potrafią znaleźć poprawnej recepty na takie zawirowania. Gdyby ekonomia była nauką całkowicie ścisłą, to rozwój gospodarczy stanowiłby linię o charakterze wznoszącym, bez zakłóceń. Jak dotąd ekonomia nie stworzyła systemu spójnych, w pełni prawdziwych pojęć, tak jak to jest w matematyce, lub  w fizyce, która w czasie swego rozwoju systematycznie tworzy zdania, czy pojęć w pełni prawdziwe. 

Podejmiemy próbę dyskusji na  pewne podstawowe składowe ekonomii, zapewne nie rozpatrywane w tej nauce w formie przedłożonej w tej pracy. Wyrazimy je w bardziej ścisłych i lub w bardziej poprawnych stwierdzeniach. Przedłożymy także pewne własne, może kontrowersyjne, konstrukcje myślowe, jako próbę pewnego uogólnienie składników ekonomii? Pojawienie się internetu umożliwia wypowiadanie się także nieprofesjonalistom na różnorodne tematy, co zapewne w jakiejś mierze wzbogaca potencjał myślowy wielu dziedzin wiedzy.

Elementem rozważań w tej dysertacji niech będzie pojęcie "wartości". Postaramy się stworzyć i prześwietlić  system uściślonych pojęć, dotyczący tego elementu ekonomii, oczywiście w odniesieniu do dobra materialnego, niematerialnego, czy duchowego. Operować będziemy tym pojęciem w oderwaniu od codziennej praktyki gospodarczej, w której wartość rozumiana jest jako kategoria  opisywana przez cenę rynkową. Chcemy mówić o wartości w sposób czysto teoretyczny.
                          
                                       Składniki „mojej prywatnej ekonomii”
Podmiot

Układy wchodzące w kontakt i interakcję ze światem zewnętrznym, czy miedzy sobą  i przenoszące na siebie lub na inne  składniki świata zewnętrznego wytwory własnej,  lub cudzej  działalności, nazwiemy podmiotami. Będzie to wiec   przedsiębiorstwo, organizacja społeczna, czy polityczna, pojedynczy człowiek,  zorganizowana grupa ludzka, lecz i wszystkie inne składniki świata ożywionego, zespoły społeczne zwierząt, pojedyncze osobniki, rośliny, bakterie i także wirusy, czy całe ekosystemy. Interakcje między tymi podmiotami, czymkolwiek one są, mają zbliżony  charakter i przebieg. W toku dalszych wywodów i może kolejnych dysertacji to stwierdzenie zostanie udokumentowane. Podmiotem zatem będziemy nazywać  wszystko to, co dokonuje poboru składników świata zewnętrznego, wytwarza takie składniki, lub dokonuje wymiany składników między sobą.  

Przedmiot

Zewnętrzne  natomiast składniki rzeczywistości w stosunku do podmiotu, które ten  pobiera lub tworzy i przekazuje innym podmiotom, zwać będziemy przedmiotami (także dobra całkowicie emocjonalne, czy duchowe, także żywe, czy abstrakcyjne np. klimat, krajobraz, wytworu duchowe w rodzaju wiersza, czy obrazu). W niektórych wypadkach przedmioty mogą także pełnić funkcje podmiotów i na odwrót. I tak zwierze, jeśli jest aktywnym uczestnikiem interakcji z środowiskiem,  wtedy pełni rolę podmiotu, a jeżeli jest elementem biernym w stosunku do innego podmiotu, składnikiem interakcji między podmiotami lub środkiem zaspokojenia potrzeb podmiotu, pełni funkcje przedmiotu. (Powyższe stwierdzenia obarczone są niedoskonałością i  niepełną precyzją, niech jednak takimi pozostaną. Oddają w pewnej mierze rozumienie tych pojęć).     

Ekonomia

Ekonomię  będziemy uznawać za opis interakcji miedzy podmiotami, lub miedzy podmiotami, a przedmiotami, takich interakcji, które spełniają na terenie podmiotu, nawet jeśli jest to całe społeczeństwo, poniżej opisane dwie funkcje, to jest zapewniają homeostazę i przeciwdziałają wzrostowi entropii podmiotu. Do ekonomii włączymy zatem interakcje między podmiotami zorganizowanymi, strukturami społecznymi,  podmiotami o funkcjach wytwórczych,  lub także między składnikami materii ożywionej i środowiskiem, ponieważ te interakcje mają podobny lub zbliżony charakter, jak interakcje miedzy ludźmi w procesie wymiany i gwarantują spełnienie owych dwu funkcji. Mamy tu na myśli interakcje między ekosystemami, między zwierzęciem, czy rośliną, a środowiskiem, między bakterią, a jej środowiskiem, czy człowiekiem, oraz interakcje tych podmiotów między sobą. Wszystkie te interakcje mają podobną lub nieraz identyczną strukturą i przebieg.  Jest to zatem odmienne widzenie ekonomii, zapewne pozbawione słuszności.
        
Właściwości podmiotu

Celem bardziej jednoznacznego rozbioru zagadnienia, najpierw należy opisać zjawiska, czy procesy którym podlega  podmiot, czy to będzie pojedynczy człowiek, organizacja gospodarcza, społeczna, zwierze, czy roślina. Występują one i dotyczą wszystkich podmiotów wchodzących w interakcje ze sobą i tworzących treść ekonomii według tej wypowiedzi..
         
1. Tak więc każdy z podmiotów odznacza się właściwością, którą nazwiemy „homeostazą”.  Homeostaza oznacza stałość środowiska wewnętrznego lub równowagę. Homeostaza ulega stałym wahaniom w wyniku wewnętrznej fluktuacji funkcji podmiotu lub w wyniku interakcji ze środowiskiem. Podstawową potrzebą podmiotu jest utrzymanie tej homeostazy na stałym poziomie, poziomie równowagi. Podmiot obdarzony jest mechanizmami gwarantującymi mu taką homeostazę. Mechanizmy te określić można jako sprzężenia zwrotne.

2. Drugą znamienną cechą każdego podmiotu jest entropia. Entropia jest pojęciem paralelnym, zbliżonym, choć ma wydźwięk bardziej rozszerzony i dynamiczny. Homeostaza to pojęcie obrazujące bieżący stan podmiotu, jego bieżącą równowagę wewnętrzną, natomiast entropia to miara uporządkowania podmiotu w skali czasu i przestrzeni w wymiarze szerszym. Podmiot obdarzony jest mechanizmami gwarantującymi stałość poziomu entropii lub jej zmniejszanie. Najogólniej mówiąc „entropia” to miara uporządkowania. Wyraża się matematycznie wzorem odpowiadającym ujemnemu logarytmowi z prawdopodobieństwa. Najwyższe uporządkowanie zatem to ujemny logarytm z „jeden”, czyli „zero”. Im niższa entropia tym większe uporządkowanie. Oba zjawiska w obrębie podmiotu współdziałają ze sobą i tworzą wspólny mechanizm „zarządzający” podmiotem. Homeostaza jest stanem, entropia jest procesem.
         
Funkcjonalność  podmiotu

Wychodząc z pozycji tych dwóch właściwości  można już zdefiniować funkcjonowanie podmiotu. Podstawą jego funkcją jest konieczność utrzymania stałości własnej homeostazy, to jest równowagi fizjologicznej i strukturalnej oraz stanu entropii. Podmiot obdarzony jest mechanizmami, gwarantującymi mu zachowanie takiej równowagi. Uzyskuje ją między innymi poprzez interakcje z otoczeniem, to jest z przedmiotami, czy to będzie ciało materialne, czy zespół cech środowiska, czy samo otoczenie przyrodnicze oraz  interakcje z innymi podmiotami. Podmiot musi posiadać mechanizmy, które mu zapewnią tą bieżąca homeostazę, lecz i pozwolą na zahamowanie wzrastającej entropii. Najprostszym przykładem dla człowieka jest utrzymanie homeostazy w wyniku spożywania pokarmu, a przeciwdziałanie wzrostowi entropii poprzez leczenie choroby. Ten najprostszy przykład obrazuje w sposób dokładny istotę zagadnienie. Jedną z podstawowych potrzeb podmiotu jest więc konieczność stałego obniżenia entropii lub utrzymania jej na stałym poziomie.
         
Wartość

W świetle powyższego można pokusić się zdefiniowanie pojęcia wartości. W ekonomii, jako nauce – w naszym rozumieniu -  o wzajemnych interakcjach między podmiotami, funkcjonuje szereg pojęć, które wraz z innymi elementami, w sumie można uznać, po ich zestawieniu, za tkankę ekonomii. Takimi pojęciami są np. potrzeba, użyteczność, praca, wydajność, sprawność pracy,  dążenia, szereg pojęć wysoce specjalistycznych i technicznych: kapitał, koniunktura, recesja, kryzys no i jedno ze znaczących: pojęcie „wartości” dobra.                                 
        
Rozważymy zatem pojecie wartości, które funkcjonuje w ekonomii od samego jej powstania  i zaprzątało umysły wielu ekonomistów z Adamem Smithem na czele. Dyskutowanie nad tym pojęciem, czy zjawiskiem ekonomicznym nie jest łatwe, ponieważ na ten temat napisano wiele, co dowodzi, że jest to pojecie niejednoznaczne i nie do końca zdefiniowanego.
         
Określenie wartości
 Mając  na uwadze pojęcia omówione powyżej (homeostaza, entropia), można  w przybliżeniu ustalić, czym jest „wartość” przedmiotu,   dobra, które zostaje przez  podmiot zaabsorbowane.

Cechę tę, to znaczy wartość, ma zatem każdy przedmiot, który pozwala utrzymać homeostazę absorbującego go układu lub przeciwdziałać wzrostowi entropii szeroko pojętej tego układu, lub obniżyć entropie układu, który jest tego przedmiotu absorberem. Udokumentować to można szeregiem przykładów.

Przedmiot (lub podmiot), który nie spełnia tych funkcji, nie posiada dla podmiotu  wartości. Przedmiot, który burzy homeostazę lub podwyższa entropie podmiotu, uznamy za nie tylko nieposiadający wartości, lecz przypiszemy mu „wartość ujemną” (np. bakteria, czy wirus). Teza ta jest bardzo względna, ponieważ prawie wszystkim przedmiotom realnego świata można przypisać cechę użyteczności, a więc i wartość. Przykładem może być przedmiot o nazwie „krajobraz”, który może cieszyć oko, a wiec stanowić obiekt handlu, jako element turystyki, ma więc cechę wartości w naszym rozumieniu. Poszczególni ekonomiści w różny sposób definiowali wartość przedmiotu. Próbowali ustalić źródło powstawania wartości. Uznawali, że tym źródłem jest ludzka praca. Ludzka praca przenosi na przedmiot wartość. Czy te ich poglądy były słuszne? Należ więc rozważyć to zagadnienie bardziej szczegółowo.        

Praca jako generator wartości

Co może przenieść na przedmiot, jako wytwór działalności produkcyjnej, praca? Ekonomiści operowali pojęciem czasu pracy, jakiego należy użyć, by uczynić z substancji przedmiot użyteczny i jego wartość oceniali według ilości pracy potrzebnej do jego wytworzenia. W potocznym zrozumieniu, wartość przedmiotu byłaby więc większa, gdyby zastosowano więcej czasu na produkcje przedmiotu, a więc wolniejsza praca nadawałby przedmiotowi większą wartość. Ekonomiści omijali te trudność, postulując tzw. społecznie niezbędny czas pracy, potrzebny do wyprodukownia przedmiotu. Należy jednak zastanowić się, co właściwie przenosi się na przedmiot podczas jakiejkolwiek pracy. Czy czas pracy może być miernikiem wartości przedmiotu ? Czy sam proces pracy, to jest przemieszczanie materii z miejsca na miejsce, może być miernikiem wartości, bo przecież praca to nic innego, jak takie przemieszczanie przedmiotu, jego obróbka lub przetwarzanie w przeróżnych formach materialnych. A co z np. pisaniem wiersza, jak ocenić jego wartość w kategorii czasu pracy, jako miernika wartości przedmiotu.
        
Właściwe źródło wartości

Nie wdając się w zbędne dyskusje, należy nadmienić, że praca to przecież nic innego, jak wydatkowanie energii na pewnej drodze. Jeśli pominiemy pojęcie „drogi”, to pozostanie nam samo pojęcie energii. Wytwórca, kimkolwiek jest, czy to człowiek, czy koń, czy maszyna energetyczna, wydatkowuje podczas pracy energie. A zatem o wiele prościej jest uznać, że za wartość przedmiotu odpowiedzialna jest porcja wydatkowanej energii na jego wytworzenie. Kłopot z czasem pracy i jego długością uchodzi tu w ocenie wartości dobra. A z fizyki wiemy, że w procesie każdej pracy zostaje wydatkowana pewna porcja energii. Część tej energii zostaje zużyta na samo przemieszczenie, obróbkę przedmiotu, reszta uchodzi w postaci rozproszonej do otoczenia. Nie ma sposobu, by całą porcję energii zużyć na pracę. Stosunek energii zużytej na samą pracę do całkowitej energii wydatkowanej w procesie takiej pracy zwiemy sprawnością energetyczna pracy. Na wytwarzany produkt przechodzi więc wartość tej porcji energii, którą wydatkujemy w procesie pracy z pominięciem energii rozproszonej. Wartością przechodzącą  na produkt jest tylko ta część energii, która przekształcona została w ruch, z pominięciem tej, która została rozproszona. Tak więc niezależnie od długości czasu pracy i niezależnie od wydatkowania całkowitej porcji energii, na produkt przechodzi tylko wartość tej cząstki energii, która jest przekształcona bezpośrednio w pracę. Taka sama porcja energii  przechodzi na produkt niezależnie od sposobu produkcji, zmianie ulega tylko porcja energii rozproszonej. Tak więc posługując się pojęciem energii, jako miarą, można ustalić precyzyjnie i bezbłędnie wartość produktu i tym samym wartość wymienną i tą  miarą porównać ekonomicznie ze sobą wytwory ludzkiej pracy.

Wartość przedmiotów, do których wyprodukowania zużyto te same porcje  energii, przekształconej w pracę, jest porównywalna. Można by tę wartość wyrażać w kaloriach, czy dżulach, jako „jednostkach płatniczych”, lub ustalić wartość jednostki energii w środkach płatniczych i w ten sposób mieć precyzyjny miernik porównawczy. Energia rozproszona nie powinna wchodzić do miary wartości przedmiotu. Wytwarzając przedmiot jakąkolwiek metodą,  ilość energii niezbędnej do  jego wytworzenie, przekształconej w pracę, będzie zawsze tożsama, i tylko ta energia świadczy o wartości. Ktoś zapyta: a wartość surowca? Odpowiedź jest prosta:  jego wartość to nic innego, jak wartość energii niezbędnej do jego pozyskania, wracamy więc do początku rozumowania. Pozostaje do rozważenie pozycja energii rozproszonej.
        
Rola energii rozproszonej w wytwarzaniu wartości

Wytworzenie przedmiotu w jakikolwiek sposób, ręcznie, czy mechanicznie, niezależnie od metody, zawsze wymaga wydatkowania dokładnie tej samej ilości energii, natomiast każda z metod powoduje straty rozproszone o różnym potencjale. Wytwórca musi jednak odzyskać wartość tej straconej energii, bo inaczej nie będzie w stanie powtórzyć procesu wytwórczego. Do wartości produktu podczas wymiany, a więc do wartości wymiennej, należy jednak dodać i wartość energii rozproszone w procesie pracy i ta wartość odzyskać. Powstaje tu pewna trudność pojęciowa. Znowu ten kto pracuje nieoszczędnie, uzyskuje wyższą wartość produktu. I tak w istocie jest. Obiektywna wartość jego produktu jest wyższa od innych produktów o zmniejszonej porcję energii rozproszonej. Tyle tylko, że w procesie wymiany dóbr, jego produkt nie zyska aprobaty innego wytwórcy, który wybierze podczas wymiany tożsamy produkt uzyskany przy niższej stracie energii, wytworzony za pomocą mniejszej porcji energii całkowitej, zmusi tym samym pierwszego wytwórcę do rewizji jego sposobu wytwarzania i szukania sposobu na redukcje energii rozproszonej, lub wyeliminuje go z procesu wymiany. Porównywalne zatem będą produkty wytworzone przez tożsamą porcję energii niezbędnej w procesie o najwyższym współczynniku sprawności pracy, to znaczy przy minimalnej wielkości energii rozproszonej. Uznanie podczas wymianu znajdzie produkt paradoksalnie o najmniejszej wartości, produkt przy wytwarzaniu którego zużyto najmniej energii rozproszonej (a więc w gospodarce rynkowej najtańszy )
        
Wartość własna przedmiotu

Cały ten tok rozumowania jest niepełny i uproszczony. Jeżeli bowiem produktem powstającym w wyniku pracy jest produkt zawierający energie, a więc produkt rolnictwa, mówiąc ogólnie, produkt przyrody ożywionej lub produkt organiczny, to do tak wyżej opisanej wartości, powstającej w procesie produkcji, należy dopisać wartość energii zawartej w strukturze tego przedmiotu, nadanej mu przez przyrodę, jako produktowi przyrody ożywionej, lub jako produktowi przyrody z zamierzchłej epoki (np. węgiel) Wartość takiego wytworu będzie więc zawierać wartość energii zużytej w procesie pracy, plus energia potencjalna produktu. Jako przykład można podać wyznaczenie wartości np. ryb złapanych podczas połowu.

I tak wydatek energetyczny łowienia ryb wynosi np. 2000 kalorii. Dodajemy straty energii na przemianę podstawową, daje to np. stratę 3000 kalorii. Tyle więc powinna wynosić wartość złowionych ryb, mierzona wartością energii, straconej na ich złowienie. Za wartość tych ryb należałoby otrzymać równowartość tych 3000 kal. podczas wymiany. Jednakże złowione ryby reprezentują swoją własna wartość energii. Cały połów wart jest zatem sumie energii wydatkowanej przez pracownika plus energia złowionych ryb.  Ryby te reprezentują więc sumę tych wartości w procesie wymiany np. 50 000 kalorii. Tę energię samego produktu, czy przedmiotu  nazwiemy „wartością własną” produktu, cokolwiek to jest.

Zagadnienie jest jednak bardziej złożone. Wartość przedmiotu, wraz z wartością własną, nie musi zostać przypisana przedmiotowi jako coś stałego, bezwzględnego. Ta wartość może ujawniać się dla jednego odbiorcy, a dla innego pozostawać rzeczą martwa, a zależeć to będzie od bieżącej użyteczności produktu. Jest to więc zjawisko niestałe. Taka wartość może ujawnić się w sposób zmienny w czasie, na kształt krzywej. Wyznacznikiem jest tu bieżąca użyteczność przedmiotu i subiektywna ocena wartości. Pojęciem bliskim tej kategorii myślowej jest zjawisko wartości krańcowej.
           
Zawartość informacji w przedmiocie

To jeszcze nie wszystko. Produkt poza wartością własną, wyrażaną za pomocą jednostek energii, obdarzony jest cechami nie dającymi wyrazić się w jednostkach energii. Przedmiot ma kształt, urodę, smak, i inne cechy organoleptyczne, czy o wyrazie emocjonalnym. Te cechy określić można jako ładunek informatyczny. Porcja ryb, której wartość własną określimy za pomocą ładunku energetycznego, w zależności od gatunku lub upodobań konsumenta, obdarzona jest mniejszym, czy większym ładunkiem informatycznym pod postacią smaku, wyglądu, czy rzadkości. Tego ładunku nie da się wyrazić ani ilościowo, ani jakościowo. A od tego ładunku informacji, zawartego w przedmiocie, zależy też wartość przedmiotu. Jest to także wartość  zmienna.

Można tu dodać, że - być może - ten ładunek informatyczny dałoby się wyrazić za pomoc jednostek energii (?). Należałoby może opracować coś w rodzaju równoważnika energetycznego informacji, na kształt równoważnika cieplnego pracy w termodynamice. Wtedy można by wymierzyć w jednolitych jednostkach całą wartość przedmiotu, zarówno jako sumy energii wydatkowanej w procesie pracy, energii własnej przedmiotu, i równoważnika energetycznego informacji, zawartej w przedmiocie. W ten sposób całą wartość przedmiotu mierzono by za pomocą jednolitych jednostek. Tylko jak określić wartość informacji zawartej w smaku ryby, w kształcie trzewika, czy wierszu? Zagadnienie wymagałoby chyba osobnego studium. Dla wyrażenia pełnej ilościowej wartości przedmiotu, taki równoważnik byłby potrzebny. Pozwoliłby zobiektywizować ocenę całej wartości przedmiotu niezależnie od jego wartości rynkowej. Inną rzeczą jest, że każdy podmiot, czy to człowiek, czy jakikolwiek inny przedstawiciel przyrody, obdarzony jest intuicyjną miarą oceny informacji zawartej w przedmiocie.  Dla człowieka i zwierząt  sprowadza się do wewnętrznej oceny przedmiotu za pomocą receptorów  zmysłowych i aparatu  umysłowego.                        

Organizacja jako odmiana informacji

Do oceny wartości przedmioty należy włączyć jeszcze dodatkowe elementy, których nie da się wyrazić za pomocą energii, czy nawet informacji. Jest to zjawisko pochodne informacji, a jest nim „organizacja”. Wiele przedmiotów czy dóbr, poza ładunkiem energetycznym i informatycznym, posiada jeszcze ładunek „organizacji”. I tak w prostym przykładzie, mebel, który służy do ułatwienia życia, a więc pomaga utrzymać homeostazę pewnego układu, może zostać wytworzony bardzo wymyślnie i spełniać swoją rolę z nadmiarem, np. odznaczać się dodatkowymi urządzeniami. Uznamy więc, że obdarzony jest większym ładunkiem organizacji. Składnik organizacji najlepiej uwidacznia się jako program komputerowy. Maszyna informatyczna w rodzaju komputera posługuje się dwoista formą informacji. Jedna postać jest tworzywem operacji, inna postać w formie programu, steruje operacjami na tym tworzywie. Program komputerowy jest tą częścią informacji, którą  kwalifikujemy jako „organizacja”. W przedsiębiorstwie informacją jest kapitał, a organizacją jest zarządzanie .Organizacja  służy zatem  do sterowania przepływem informacji, jak i też i substancji i energii. Udokumentować to można najlepiej na  przykładzie zakładu produkcyjnego.
       
Zakład pobiera z otoczenie strumień energii, substancji, ukształtowany jest przez ładunek informacji, określany przez miano: kapitał, dopiero jednak po wprowadzenie dodatkowej informacji, za pomocą której nastąpi sterowanie strumieniem energii, substancji i kapitału pojawia się „wartość”. Tą dodatkowa informację nazwaliśmy „organizacją”.

Szum informatyczny

Informacja ma też swój składnik, odpowiednik energii rozproszonej. Będzie to szum informatyczny, który towarzyszy każdej transformacji, czy emisji informacji. Im większy szum, tym też i większa porcja energii rozproszonej, towarzysząca produkcji jakiegoś  przedmiotu. Szum informatyczny towarzyszący powstaniu wytworu  nie jest powielany, jest jednorazowy np. podczas sporządzania planu produkcji. Po jego skonstruowania,  plan jest wcielany bez kolejnych strat.  Jeżeli należy go wpisać w wartości przedmiotu np. kultury, np. jako straty energetyczne, towarzyszące szumowi w procesie powstawania dzieła np. płyty muzycznej, to wpisać w postaci podzielonej i rozproszonej cząstkowo  na wszystkie kopie przedmiotu i w wycenie  należy go uwzględnić. 

Powielalność informacji

Ale najważniejsze jest zjawisko powielalności informacji. Taka  sama porcja informacji  wchodzi w wartość każdego egzemplarza przedmiotu. Proces tworzenia informacji  jest jednorazowy, a  informacja nie jest tracona, jak kaloria, i kolejny egzemplarz wytworu nie wymaga zastosowanie do swego powstania nowego, kolejnego strumienia informacji. Dlatego zawartość  informacji w produkcie jest w stanie przynieść wytwórcy powieloną porcje wartości wymiennej. Podobnie można ocenić ładunek organizacji w przedmiocie. Organizacji ulega wielokrotnemu  powieleniu w wytworach, ale każdorazowo przy udziale nowej porcji energii.

I tak wytwórca płyty z piosenką otrzymuje zwrot z pewnym nadmiarem wartości kolejnej płyty, natomiast autor, czy piosenkarz otrzymuje zwielokrotniony zwrot wartości swojego jednorazowego  produktu w postaci wykonanej piosenki. W ocenie wartości każdego dzieła i każdego przedmiotu należy jednak wliczyć towarzyszący jego powstaniu „koszt”, czyli wartość szumu informatycznego, który można uznać za informację „rozproszoną”. Im mniejszy ten szum, tym mniejsza – paradoksalnie - całkowita wartość przedmiotu, co wyraża się jego bardziej dostępną ceną rynkową. Zagadnienie to wymagałoby dalszego doprecyzowania.
        
Pojęcie użyteczności i potrzeby   

W ekonomii funkcjonuje pojęcie użyteczności i potrzeby. Należy określić dokładni, co należy rozumieć pod postacią tych zjawisk.

Za użyteczność przedmiotu, produktu czy wytworu pracy, należy uznać cechę, która pozwala, po zużyciu produktu, cokolwiek to jest, osiągnąć bądź zachować pożądaną homeostazę układu, bądź przeciwdziałać wzrostowi entropii układu, bądź obniżyć jego entropie.

W praktyce oznacza to bardzo proste zjawisko, np. zaspokojenie głodu, ograniczenie strat energii, jako zachowanie homeostazy układu, lub zachowanie zdrowia, czy wyleczenie z choroby, lub zdobycie majętności, jako obniżenie entropii układu. Zdolnością do  oceny użyteczności przedmiotu, wchodzącego w interakcje z podmiotem, obdarzony jest każdy organizm żywy, nie wyłączając roślin(?). Jako przedmiot rozumiemy tu każdy składnik otoczenie, z którym podmiot wchodzi w interakcje.
        
Użyteczność  można stopniować. Przedmiot, który jest w stanie przywrócić w sposób pożądany homeostazę do właściwego  poziomu, będzie odznaczał się duża użytecznością. Przykłady nasuwają się same. Tani, a skuteczny lek jest bardziej użyteczny, a sprawny pojazd ułatwia życie, a zatem ułatwia utrzymanie entropii osoby, czy rodziny, czy przedsiębiorstwa na należytym poziomie.  Być może należałoby dla ekonomii opracować  ilościową miarę użyteczności, choć  „pomiar” użyteczności nie jest w istocie w ekonomii potrzebny. Dokonuje się go intuicyjnie.

Natomiast za „potrzebę” uznamy ocenę odchylenie od stanu równowagi homeostazy układu i   ocenę odchylenia od stanu entropii układu, (wzrost entropii), odchylenia między zastanym poziomem entropii układu, a pożądanym stanem.

Potrzeby tak określone ujawniają się  podczas analizy ekonomicznej np. przedsiębiorstwa. Stan odchylenia homeostazy układu od stanu równowagi mierzony jest wewnętrznymi mechanizmami kontrolnymi o charakterze sprzężeń zwrotnych. Stan równowagi układu oznacza brak „potrzeby”, zakłócenie równowagi generuje „potrzebę” w stopniu odpowiadającym wielkości nierównowagi. Oceną tego stopnia zawiaduje wbudowana w każdy podmiot „jednostka kontrolująca”. Najprostszym przykładem jest głód, czy pragnienia, w zakładzie przemysłowym jednostka zaopatrzeniowa, czy choćby księgowość, czy inna jednostka kontrolna. Tak więc „potrzeba” to odchylenie od stanu równowagi.  

Składniki wartości

Ustalmy tera jeszcze raz, jakie   wielkości wchodzą w skład pojęcia „wartość”.

1.   Pierwszą wielkością jest ilość energii niezbędnej do wytworzenia przedmiotu lub jego pobrania z otoczenia, to znaczy przekształconej bezpośrednio w pracę. Przy czym – jak powiedziano wyżej – wielkość ta jest dokładnie tożsama, niezależnie od sposobu produkcji, różnice zachodzą w wysokości energii rozproszonej.

2.   Drugim składnikiem jest wielkość owej energii rozproszonej w wysokości odpowiadającej utracie przy maksymalnym współczynniku sprawności pracy. Tą wielkość dodać należy do wartości każdego tożsamego przedmiotu niezależnie od sposobu produkcji. Mało sprawny wytwórca może dodać  jedynie najniższą możliwą wartość energii rozproszonej, jeżeli chce wejść w stosunek wymiany z innymi wytwórcami.

3.   Trzecim składnikiem wartości przedmioty jest wielkość energii własnej przedmiotu, jeśli jest to przedmiot organiczny, przeznaczony do jakiejkolwiek konsumpcji (spożycia, produkcji ciepła, energii mechanicznej, elektrycznej itp.) Gdyby za jednostkę obliczeniowa zastosować kalorie, czy dżula, to wartość własna przedmiotu wyraziłaby się wartością kalorii zawartych w przedmiocie.

4.   Kolejnym składnikiem wartości jest informacja, zawarta w przedmiocie. Tę wyrazić można w bitach, czy megabajtach, czego nie dokonuje się podczas oceny przedmiotu, a wartość informacji dodaje się intuicyjnie do ogólnej oceny wartości przedmiotu (uwzględnić należy też straty pochodzące z szumu informatycznego).

I tak przedmiot spożycia oceniony zostanie według zawartości kalorii własnej i dodanej w toku produkcji, a ponadto według smaku, zapachu, sposobu opakowanie, sposobu podania itp. jako ładunku  informacji. W wartości mebla zawiera się energia zastosowane w toku produkcji, lecz nie energia zawarta w desce, za to dodać należy ładunek informacji zawarty w konstrukcji mebla. Wartość informacji w meblu, jak powiedzieliśmy wyżej, zależy od indywidualnej oceny użytkownika, także od stopnia użyteczności, którą ocenić należy jako zdolność do obniżenia entropii układu, za jaki uznamy użytkownika.

5. Wreszcie dodać należy do oceny wartości przedmiotu pochodną informacji, to jest ładunek organizacji.

Oceny tych dwu ostatnich składników wartości, w istocie niewymiernych,   dokonuje intuicyjnie, choć w sposób zmienny, nabywca – użytkownik. Decyduje tu np. moda, zabytkowość, artyzm i podobne cechy. Być może te składniki wartości, przy odpowiednim wysiłki informatyka, dałoby się wyrazić w jednostkach energii w postaci równoważnika energetycznego informacji, podobnego do równoważnika cieplnego pracy, ustalonego w termodynamice. Uwaga ta jest oczywiście utopijna, lecz samo wyrażenie takiej możliwości oddaje istotę pomysłu.
        
Krótkie podsumowanie

Reasumując, możemy powiedzieć, iż wartość przedmiotu, cokolwiek nim jest, mierzyć należy ilością niezbędnej energii potrzebnej do jego wytworzenia przez jakikolwiek podmiot (człowiek, przedsiębiorstwo ) przy najwyższym wskaźniku sprawności pracy, plus energia zdeponowana w składniku przez przyrodę, plus ładunek informatyczny, wyrażony przez „równoważnik energetyczny” informacji, plus  ładunek organizacji, pochodna informacji (domyślnie). Przy czym do składnika wartości  należy wliczyć też wartość energii rozproszonej (ważne przy obliczaniu kosztu) i wartość szumu informatycznego. Mało sprawny wytwórca może dodać do produktu jedynie najniższą możliwą wartość energii rozproszonej, jeżeli chce wejść w stosunek wymiany z innymi wytwórcami. W procesie wytwarzania przedmiotu bierze udział praca żywa (człowiek, zwierze), energia przyrody (woda, wiatr, elektryczność), informacja         (umiejętności zawodowe, kapitał), organizacja jako pochodna informacji (zarządzanie). Należy uświadomić sobie zatem, który składnik przydaje danemu przedmiotowi najwięcej wartości? Właściwym elementem wydobywającym wartość  przedmiotu jest jednak ocena jego użyteczności i możliwości zaspokojenie potrzeby podmiotu.

Dyskusja o wartości ?

Odbiorcy informacji ekonomicznych mogą różnić się w rozumieniu wartości.  Wyżej ustalono, jakie składniki procesu ekonomicznego decydują o zawartości znaczeniowej tego pojęcia i stanowią o ocenie przedmiotu pod względem wartości. Nasze zdefiniowanie pojęcia wartości ma wszelkie cechy obiektywności. Z drugiej strony ocena wartości przedmiotu jest nader indywidualna i zmienna. Należy wszak zauważyć, że zjawisko wartości powstaje w procesie interakcji między podmiotem, a przedmiotem. Podczas gdy przedmiotowi można przypisać jednoznaczną i obiektywną cechę wartości, wyrażoną za pomocą jednostek energii i informacji, to podmiot oceniający przedmiot obarczony jest indywidualną i zmienną zdolnością oceny i pomiaru wartości. Ta zmienność zależy od własnego, swoistego aparatu percepcyjnego i swoistej, odrębnej dynamiki i stanu własnej entropii układu. Tę swoistość określić można jako „potrzeba”, a cechę przedmiotu zaspakajającego potrzebę jako „użyteczność”. Pojęcia te zostały powyżej zdefiniowane.
        
Pochodzenie bogactwa

Pojęcie wartości  zostało rozszczepione na kilka pochodnych. I tak operuje się pojęciem wartości wymiennej, wartości krańcowej, wartości dodatkowej lub nadwartości czy wartości dodanej, wartości odtworzeniowej. Na ogół mówi się głównie o wartości przedmiotu materialnego, a za powstanie wartości uznaje się umownie ilość pracy zużytej w procesie wytwarzania przedmiotu. Uznaje się też pracę, jako czynnik przysparzający bogactwo. Nawiasem należy dodać, że już fizjokraci uznawali przyrodę za dostarczyciela bogactwa, uznając pracę tylko za czynnik transmisji tego bogactwa. Jeżeli się przyjmie, że praca wykonana przez pracownika przenosi na przedmiot tylko porcję energii wydatkowaną w procesie pracy, to istotnie, praca ludzka nie tworzy bogactwa i tak jest istotnie. Bogactwo tworzy ta cząstka energii, którą przydaje przedmiotowi przyroda. Lub ta cząstka informacji, którą przydaje przedmiotowi intelekt ludzki lub kapitał. Natomiast praca tworzy bogactwo tylko jako przeniesienie na przedmiot ładunku informatycznego, czyniącego z przedmiotu rzecz użyteczną, nawet gdy nie zawiera innego ładunku energetycznego, poza energia wydatkowana w procesie pracy.

Podział wartości  

Jednym z elementów  ekonomii od samego jej początku  jest temat  podziału wartości między jej wytwórców. W powyższej dyskusji ustaliliśmy, że pracownik fizyczny przenosi na wytwór tylko wartość utraconej w procesie pracy energii. Sam proces jakiejkolwiek pracy fizycznej, ręcznej, czy przy obsłudze kapitału, nie przysparza więc wartości innej, jak tylko równoważną wydatkowanej energii. Przedmiot uzyskany w procesie wytwórczym odznacza się jednak pomnożoną wartością, której generatorem, jak to przedstawiono wyżej, jest bądź przyroda, bądź proces nadania przedmiotowi ładunku informatycznego. Tę część wartości, przydaną w procesie wytwórczym,  nazywa się  „wartością” dodatkową”, lub warnością dodaną, lub nadwartością. Wartość dodatkowa, jako składnik wartości przedmiotu, jest zatem według naszych wywodów, pochodną przyrody (jeśli brać pod uwagę energię) lub pochodna wiedzy ludzkiej, którą w tej wypowiedzi określamy jako ładunek informacji. Ta wiedza to bądź umiejętności zawodowe pracownika, bądź najogólniej mówiąc – kapitał, jako efekt zastosowania wiedzy w procesie produkcji. Kapitał to nic innego, jak mechanizm zwielokrotnienie strumienia energii, materii i informacji w procesie produkcji. Za pomocą energii przyrody i ludzkiej myśli uzyskuje się zwielokrotnienie produktu i zwiększenie jego funkcjonalności, a więc i zwielokrotnienie wartości, w tym wartości dodatkowej. Powstaje zasadnicze pytanie: jak dzielić powstającą w toku produkcji wartość i wartość dodaną. Zagadnienie to stało się prawie centralnym problemem ekonomii politycznej.
      
Podział wartości dodanej

Rozważmy następujący przykład. Pierwotny rybak łowi ryby w prymitywny sposób. Traci w ciągu doby 3000 kal. Złowił ryb o wartości 3000 kal. Uzupełnił swoje straty. Wynajmuje go właściciel łodzi i sieci. Teraz nałowi ryb o wartości 50 000 kal. Otrzymuje zapłatę o wysokości 3000 kal., tyle ile stracił w procesie łowienia. Resztę zabiera właściciel łodzi. Przyrost wartości należy mu się jako zwrot z kapitału i nagroda za wiedzę . Po wyrównaniu strat na budowę łodzi przyrasta mu bogactwo, jako co? Nagroda za wiedzę?  Nie. Bogactwo zawłaszczone z przyrody za pomocą zastosowania kapitału i pracy najemnej. Darmowy dar przyrody, która należy do wszystkich, także i do rybaka. Ten jednak otrzymuje tylko zwrot straconej energii. A więc wyzysk? Jeśli otrzyma naddatek wartości, jako nagroda za umiejętność, też powstaje nierównowaga podziału! Jak rozwiązać ten dylemat?  Recepta jest prosta: uczynić rybaka współwłaścicielem łodzi! Rybak otrzyma równowartość straconej energii oraz cząstkę przyrostu wartości proporcjonalnie do udziału w kapitale.
      
Przeprowadźmy dalszą analizę. Rybak łowi ryby w prymitywny sposób. Wydatkował 3000 kal. W tym procesie złowił ryb o wartości 3000 kal. Bilans wychodzi na zero. W czasie miesiąca zbudował łódź i sporządził sieci. Stracił w tym procesie 30 000 kal. Podczas pierwszego połowu odłowił ryb z 30 000 kal. Odzyskał stracone wartości kalorii. Teraz każdy odłów to czysty przychód, powstający w wyniku zastosowania 3000 kal. plus porcja informacji pod postacią kapitału – łodzi i sieci. Czy ten naddatek wartości został uzyskany w wyniku pracy, to jest wydatkowania 3000 kalorii? Podczas łowienia na wędkę rybak stracił 3000 kal., z czego tylko minimalna wielkość tych strat to straty na czysta pracę, reszta to energia rozproszona. Podczas łowienia za pomocą sieci większy strumieni jego energii został zużytkowany na efektywną pracę, reszta – lecz w mniejszym wymiarze – uległa rozproszeniu. Łowienie siecią następuje przy zwiększonym współczynniku sprawności wydatkowanej energii własnej rybaka. Naddatek uzyskanych wartości w postaci złowionych ryb przekracza jednak wielokrotnie naddatek sprawnie wydatkowanej energii podczas połowu. Skąd zatem ten przyrost wartości? Odpowiedź jest prosta. Za pomocą zwiększonego strumienia energii (własnej) i zwiększonego ładunku informacji, zakodowanej w kapitale, uzyskał przyrost wartości, przejętej z przyrody. Tak więc owa przysłowiowa wartość dodatkowa, powstająca w toku produkcji, to nic innego jak dar przyrody, przejęty za pomocą wiedzy, wiedzy „żywej” pracownika i wiedzy „martwej” kapitału. Stawiamy ponownie pytania, jak wynagradzać pracownika?
       
Wynagrodzenie za pracę

Podczas procesu produkcyjnego przy maszynie stawiamy zamiast pracownika, robota. Jaką nagrodę należy wypłacić robotowi? Należy mu zwrócić wartość zakupionej energii i amortyzację i nic więcej. Mamy więc proces produkcyjny bez pracy żywej, tylko przy udziale kapitał. Teraz wniosek jest prosty. Wartość dodatkowa powstaje tu tylko w wyniku zastosowania kapitału. Powstaje w wyniku pobrania z przyrody strumienia energii, strumienia substancji, zastosowania strumienia informacji, rezultat końcowy to wartość wytworów. Powstaje jednak pewne „ale”. Wszak przyroda należy do wszystkich członków społeczeństwa, a pobiera jej cząstkę właściciel kapitału. Jakim prawem? Zbliżamy się do rozwikłania pojęcia „wyzysku”. Skoro praca przenosi na produkt tylko wartość wydatkowanej energii, to zwrot tej wartości (plus amortyzacja) jest sprawiedliwą zapłatą.

Powstaje jednak problem wynagrodzenie za umiejętności pracy? Należny jest także zwrot za ten składnik procesu pracy. I jeżeli ten składnik jest też wynagradzany, to taka suma wynagrodzenia jest sprawiedliwą zapłatą. W czym więc problem?  Niesprawiedliwość powstaje na styku kapitał – przyroda. Następuje zawłaszczenie przyrody, należącej do wszystkich, przez właściciela kapitału.

Cząstka przyrody w postaci przedmiotu – produktu wraca do jego wytwórcy w postaci równowartości jego wynagrodzenia, reszta zostaje zawłaszczona przez właściciela kapitału i podlega redystrybucji wśród nieprodukującej części społeczeństwa. Ekwiwalent tej całej reszty wartości wraca do właściciela kapitału, tworzy zwrot z nakładów, akumulację i reprodukcję, lecz pozostaje nadwyżka ponad kołowym obiegiem wartości, która pozostaje przy właścicielu kapitału. I to jest ta cząstka przyrody zawłaszczona przez właściciela kapitału. Czy sprawiedliwie? Gdyby nie ta przywłaszczana nadwyżka, owa wartość dodatkowa, stanowiąca element „wyzysku”, nie byłoby motywacji do ruchu kapitału. „Wyzysk” ( w postaci przywłaszczenia darmowej przyrody) można jednak oddalić poprzez podział kapitału między jego użytkowników, to jest zatrudnionych. Wtedy nadwyżka, owa nadwartość,  darmowa wartość przejęta z przyrody, zostanie podzielona między wytwórców proporcjonalnie do wielkości udziałów. I tu leży rozwiązanie antynomii między pracą i kapitałem. Dość proste !! Takimi skutecznymi rozwiązaniami jest akcjonariat pracy i spółdzielczość szeroko rozumiana. Jest to jednak już temat dla ekonomii praktycznej. Jak się wydaje, w Polsce reformowanej w po roku 1989, zaprzepaszczono tę możliwość, dopuszczając do kolejnej niesprawiedliwości, nie korzystając z doświadczeń choćby Stanów Zjednoczonych.
      
Równoważnik energetyczny informacji

Kilka uwag należy jeszcze poświęcić możliwości skonstruowania owego równoważnika energetycznego informacji. Powyżej wyraziliśm Poniższa dysertacja jest wyrazem osobistych poglądów nieprofesjonalisty, zainteresowanego ekonomią, jako jedną z dziedzin związanych blisko z działalnością życiową człowieka, a zawierającą w swoim składzie wiele niejednoznaczności. Zestawiając poglądy autorytetów ekonomii na poszczególne elementy tej nauki, można znaleźć bardzo różne i często sprzeczne zdania  o ich istocie i funkcji. Dowodzi to braku jednomyślności  naukowców w przedmiocie i generuje nawet przeciwstawne sobie teorie i zalecenia. Błędne poglądy u ekonomistów, czy polityków   pociągają za sobą błędne, czy wręcz przestępcze decyzje. Wystarczy uprzytomnić sobie  historyczne konsekwencje i wręcz  nieszczęścia, jakie pociągnęły za sobą błędne analizy pojęcia „wartości”  i „wyzysku” w  marksistowskich i bolszewickich praktykach gospodarczych. Poniższa wypowiedź, pozbawiona  waloru naukowości, jest efektem wieloletnich, pobieżnych zainteresowań tematem i próbą własnego spojrzenia  na ten wycinek ekonomii. Tematyka tu podjęta jest nadal aktualna, nie można jej pomijać w dzisiejszej praktyce gospodarczej. Brak wykształcenie ekonomicznego u autora niechaj  będzie usprawiedliwieniem  braków tych wypowiedzi. Napisanie jednej „pracy” nasunęło kolejne refleksje i tak powstało pięć części, które nie wyczerpują w całości tematu i wymagałyby może przepracowania i wielu poprawek. Staną się zapewne dla czytelnika, szczególnie profesjonalnego, źródłem krytyki, ale może i bardziej profesjonalnej analizy. Autor prosi o wyrozumiałoś dla zbyt amatorskiego przedłożenia tematów.